Blog

Yerba mate – konkurencja dla kawy?

Yerba mate to napar na bazie liści ostrokrzewu paragwajskiego. Drzewo to oczywiście nie rośnie tylko Paragwaju, ale i w innych krajach Ameryki Południowej, takich jak Brazylia, Urugwaj czy Argentyna. Nie bez powodu jest ona tam tak znana, bo w końcu na wyciągnięcie ręki…!

Początki popularności spożywczego wykorzystania ostrokrzewu to XVII wiek. Będących na półkuli południowej Jezuitów map-428639_1920zaciekawiło, że żucie liści likwidowało zmęczenie, rozjaśniało umysł i łagodziło uczucie głodu. Przywieźli ten wynalazek do Europy i dopóki prowadzili plantacje, dopóty yerba cieszyła się zainteresowaniem. Później była ponad prawie 100 letnia cisza… Kolejnym propagatorem były Frederico Neumann, dzięki któremu yerba stała się napojem narodowym kilku południowoamerykańskich krajów.

Co jest tak niezwykłego w yerba mate?

To napój idealny na stany zmęczenia czy znużenia. Jeśli chcesz od razu posmakować, a będzie to Twoja pierwsza próba, nie pij jej na noc, bo może być nieprzespana. Chyba, że masz w planach nocne życie – wtedy śmiało! Proces pobudzenia zawdzięcza zawartości kofeiny, teofiliny i teobrominy.

W przeciwieństwie do kawy, yerba mate nie wypłukuje magnezu z organizmu. To tylko dlatego, że sama go zawiera. A co ciekawsze magnez ten przyzwoicie się przyswaja, bo współwystępuje w yerbie z witaminą B6, niezbędną do tego procesu. Połączenie tych dwóch składników to niczym sok z gumi-jagód dla naszego układu nerwowego.

Mówi się, że yerba mate ma działanie przeciwzapalne, przeciwutleniające i nawet przeciwgrzybicze. To wszystko za sprawą obecnych w niej flawonoidów, karotenoidów i chlorofilu.* Do tego dołożymy jeszcze działania oczyszczające, za które odpowiada potas. Jeśli zbierzemy te wszystkie składniki razem, to dostaniemy wspaniałą mieszankę także dla serca, na nadciśnienie i podwyższony poziom cholesterolu.

Zdaję sobie sprawę, że wiele osób pije kawę dla samego jest smaku i aromatu. I dobrze, każdemu coś przyjemnego od życia się należy. Jeśli jednak potrzebujemy silnego pobudzenia, może raz na jakiś czas warto sięgnąć po yerbę? Tak na zdrowie!

Moje pierwsze świadome doświadczenia z piciem yerby sięgają bardzo niedalekiej przeszłości. Na warsztat wzięłam zieloną yerbę, dostępną w internetowym sklepie** YerbaMarket. Po zaparzeniu tak jakby cierpka, dymna. Pokuszę się o stwierdzenie, że nawet ciągnęła wędzonką (ups…!).  Ale kolejne dolewki wydobywały z niej coraz to nowe, lepsze smaki. Naprawdę przypadła mi do gustu! W smaku troszkę przypominała zieloną herbatę. Jednak trudno ją czegoś porównać, w końcu jest jedyna i niepowtarzalna.

W kwestii przyrządzenia znalazłam wiele receptur: zalej zimną woda i uzupełnij wrzątkiem. Albo zaparz wodą o temperaturze 80 st. Na początku myślałam, że parzenie w specjalnym naczynku i picie za pomocą rurki zwanej ‚bombilla’, to przesada. Jednak łyk prosto ze szklanki a sączenie magiczną słomką to jak niebo i ziemia. Na korzyść bombilii oczywiście. Do swojej ‚herbatki’  dostałam od YerbaMarket „instrukcję obsługi”, skorzystałam i jestem zadowolona. Jednak myślę, że w tej materii każdy powinien znaleźć swoją idealną drogę.

Kto powinien powstrzymać się od picia? Kobiety w ciąży i karmiące, oraz wszyscy, którzy źle reagują na kofeinę.

Dla pozostałych: droga wolna! Szczególnie, tak jak dziś, gdy pogoda wbija w fotel… 😉

* Doskonałym źródłem chlorofilu jest chlorella i zielony jęczmień, ale o tym w niedalekiej przyszłości!

** Nie jest to link afiliacyjny. Chcę, więc polecam.